Lotnisko w Zürichu jest duże. Tak duże, że pomiędzy gate'ami należy się poruszać korzystając z lotniskowego metra. W przeciwnym wypadku byłby to baaaardzo długi spacer.
W Zürichu spotkały nas dwie niespodzianki. Obie średnio miłe :)
1. Obmacywanko. Ponieważ ciągle dzwoniliśmy podczas przechodzenia przez bramki, obsługa zabarła nas na obmacywanie po jajkach :) NIESTETY panów obmacują faceci, a panie - kobiety. Szkoda, że nie odwrotnie! :]
2. Dwa piękne płyny o nazwach: Żubrówka i Belwedere (ta butelczyna 18 zł już nie kosztowała...) zakupione legalnie w sklepie Duty-free na lotnisku w Warszawie, okazały się dla szwajcarskich oficerów granicznych - NIEDOZWOLONE :( Z wielkim bólem serca musieliśmy je wrzucić do kosza. Ciekawe, czy ktoś je wieczorem wyjmuje i bierze sobie do domku. Obstawiam, że tak.
Około 13-stej wsiedliśmy do naprawdę dużego jak na moje wcześniejsze doświadczenia lotnicze samolotu AirBus 340. Czekał nas dłuugi lot, chyba z 10 godzin :/